poniedziałek, 12 maja 2014

Znów to samo.

Mija rok od zeszłorocznych zamieszek i momentu kiedy kilka osób postanowiło sprzedać mi w myślach legendarną "kosę w żebra". Zaczęłam opracowywać już kolejne tematy, ale dziś postanowiłam odłożyć je na jakiś czas. Co tam pełne opracowanie i rozgryzienie wzoru haftu XIV-wiecznego obrusu z Museum of London, kiedy stare tematy są niepozałatwiane...;]

Dzisiejsze rozważania sponsoruje literka "A", jak "Ania", jak imię świetnej dziewczyny z fenomenalną wiedzą, o której moja starsza siostra w wyrazie uznania, zapewne wypowiedziałaby się: "ta to ma łeb, jak sklep!". Mam przyjemność śledzić bloga Ani i za każdym razem dużo się uczę. Ann, dzięki zaostatni tekst. Artykuł porusza bardzo ważne kwestie, m. in. takie jak nadinterpretacja źródeł lub ich interpretacja „surowa”, pozbawiona ujęcia kontekstualnego, wiedzy chociażby o symbolice przedstawienia. To co dalej napiszę jest raczej próbą zwrócenia uwagi na pewne istotne kwestie a nie atakiem na artykuł Ani (bo w sumie to się zgadzam ;]). To (kolejna) próba przebicia się przez mur ignorancji. (Stąd i forma).

Muszę przyznać, że od zeszłego roku i mojego skromnego artykułu, wydawało mi się, że dyskusji o "turbanach" powinien zmienić się sam przedmiot badań. Powinniśmy rozmawiać, na temat różnych alternatyw dla jednego typu nakrycia głowy, na temat typizacji nakryć głowy dla danych sfer społecznych/zawodów/cechów, mówić o tym kiedy kobieta powinna nosić dane typy fryzur a kiedy nie.... ale nie. Dalej numerem jeden jest mityczny turban. Temat nie został zamknięty, więc czas spróbować to zrobić.

Po pierwsze turbanu w wydaniu „grunwaldzkim” nie ma i nie było - Ania, przedstawiła to na samym początku swojego artykułu, ale już po komentarzach widać, że najważniejszy (jak dla mnie) punkt artykułu i idący za nim komunikat  nie dociera do wszystkich czytelniczek... Dziewczyny puknijcie się w dowolną część ciała. Takie nakrycia głowy - turbany można sobie obejrzeć w Medival Soldier i jest  to właściwie jedyne źródło pochodzenia tego cudu mniemanego.  Chusty zawijane wokół głowy przy "fizolskiej" pracy to coś innego, niż wasz ukochany turban! Jabłko nie jest ananasem, mimo iż obydwa płody ziemi to owoce. Nie każda biała szmata narysowana na czerepie ludzika w spódnicy, nie równa się turbanowi i nie jest cudownym, przenajświętszym potwierdzeniem jego istnienia. Większość dziewczyn będzie z uporem wartym lepszej sprawy rozpaczliwie szukać (za pomocą czyichś badań, bo same nic nie zrobią w temacie) możliwości potwierdzenia istnienia wielkiego pradawnego turbanu. Turban na barykady! (Pomijając fakt, że żadna nie pomyśli, że na uszycie prawidłowego nakrycia głowy zużyłaby tyle samo materiału). Chcę więc stanowczo podkreślić i powtórzyć za Anią, że chusta zawijana ma inną konstrukcję niż turban, inaczej wygląda i układa się na głowie!

Po drugie warto prześledzić fenomen zwojów (nie turbanu!) w kontekście występowania ich na kobiecej główce w zależności od klas społecznych. Z przykrością stwierdzam, że dla większości „znawców” tematu oraz zasłużonych działaczy, społeczeństwo średniowieczne składało się z dwóch klas – bogatych i mieszczan, dlatego też każda pani usprawiedliwia noszenie dzikiego szmatławca na głowie, przynależnością do- lub byciem mityczną „mieszczanką” (pojęcie prawie tak samo pojemne jak słynny termin „około grunwaldzki”). Większość rekogirl wykazuje wielki talent do swoistego eklektyzmu . Panna jedzie na turniej i tam dowiaduje się od koleżanki, że jest właśnie mieszczanką. I tak zaczyna się historia. Owszem, nakryć  głowy typu chusta panny nosić nie lubią (bo przecież źle wyglądają! jak można schować pod chustą włosy!!! Co z moja grzywką?!), więc turban jest dla nich jedynym ratunkiem (bo o fryzurach, czepcach to towarzystwo nie słyszało), z drugiej strony dziewczątko przecież ładne być musi, więc kiecka z "wypaśnego" materiału, farbowanego za multimiliony, paseczek lśniący ozdobami, kapturki, zapinki, broszeczki, haftowane sakieweczki itd. Jeszcze tylko ciuk siana pod pupinę i można już przyjmować hołdy dla urody. (Tak właśnie powstają księżniczki o brudnych stopach). No i do uczty z rycerzem pod pachę można zasiąść (jak wiadomo rycerze z pluszu uwielbiają mieszczki)... Towarzystwo nie zastanowi się nad spójnością historyczną poszczególnych elementów stroju, nie wspominając o koherencji stroju w stosunku do własnych aspiracji. Bo trudno by było sprowadzić się do roli posługaczki i pracownika od czarnej, fizycznej roboty za cenę noszenia zwoju (NIE TUBRANU!). Łatwiej udawać, że tak było, że rano pani żęła siano w pocie czoła a wieczorem zasiadywała wespół-zespół z możnymi do jednej michy.
Trudno byłoby uwierzyć i przyjąć, że zwój (NIE TURBAN!) tak, ale przy pracy w polu, przy pasaniu prosięcia, kurczęcia i innego, sufiksalnego -ęcia. Zwój (NIE TURBAN!) przy gotowaniu w kuchni (i nie wychylaniu się z niej do ludzi), noszeniu wody, zbierania chrustu czy innego zapierniczania fizycznego. Zwój (NIE TURBAN!) nie, dla przesiadywania w obozie (często przez panie określanym przymiotnikiem "wojskowym") dla samego przesiadywania, dla leżenia i pachnienia oraz zasiadania na ucztach.

PS

W jakim w ogóle obozie wojskowym?! Co niby miałyby robić kobiety w wojskowym obozie?! No w sumie, to wiem co miałyby robić… ale tak wszystkie? Razem? Na raz?! ;]

piątek, 31 maja 2013

Kilkanaście grzechów głównych

           Zainspirowana postami koleżanek z Ukrainy oraz niezmordowaną pracą w śledzeniu najnowszych trendów w modzie przez chłopaków z Make Life Harder, postanowiłam popełnić na swoim blogu wyjątkowo twórczy post. W końcu sezon zaczął się po raz kolejny, jest godzina 12.00, jakby to określił Bogusław Wołoszański - samo południe, więc warto pewne sprawy sobie wyjaśnić. A przynajmniej naświetlić problem. 
             Większość osób, które to będzie czytało to weterani ruchu-ruchu. Wiedzą dużo, jeszcze więcej widzieli i w ogóle. Każdy zna datę Bitwy pod Grunwaldem, a jak wytrzeźwieje, to i może powie kiedy była Cedynia, podczas której, jak się niedawno okazało, masowo ginęły polsko-słowiańskie dzieci. Znamy się, więc karty można wyłożyć na stół.
                 Czas mija, każdy staje się bardziej pure-reko niż sezon wcześniej, coraz więcej "reko" w "reko" a jednak wciąż spotykamy się z tymi samymi błędami, grzeszkami w ubiorze. Niby doba Internetu, niby dostępność do źródeł dla wszystkich, ale, niestety, mało się zmienia. Stare rozwiązania wciąż królują. Nie wiem co się dzieję, bo - teoretycznie - wybieramy coraz bardziej "koszerne" imprezy, ale grzeszki, jak były, tak są obecne w obozie i zagrodzie. Przejrzałam wnikliwie galerię z kilkudziesięciu imprez z ostatnich dwóch lat i krajobraz wyłaniający się z fotorelacji z tychże zdarzeń jest niepokojący. Wciąż zauważam te same błędy w strojach a raczej w samym sposobie ich noszenia. Dlatego też postanowiłam zrobić kompendium najczęściej powtarzających się "beznadzieji modowych", tak ku przestrodze. Oczywiście, "panie mają pierwszeństwo", więc wzięłam je na tapetą jako pierwsze. Poza tym, powiedzmy sobie otwarcie, statystycznie panie w swoich kreacjach cywilnych często wyglądają gorzej niż panowie w swoich, gdyż wykazują mniejszą dbałość o poprawność historyczną strojów i przywiązują mniejszą wagę do jego elementów.
              Mam nadzieję, że ten materiał uczuli czytelników i będzie podstawą do przemyśleń i rachunku sumienia (ja już swój zrobiłam, ehhh). Tekst jest też skierowany do tych "nieprzekonanych".

                 Jako materiał do badań obrałam zdjęcia z imprez datowanych od lat '80. XIV wieku do jakże ściśnieniowanego roku 1420, czyli, jak to się zwykło mówić okresu "okołogrunwaldzkiego" (cokolwiek by to miało znaczyć... kto to wymyślił?!). Muszę jednak zaznaczyć, że w Polsce w ogóle mało osób "jest zrobionych" na koniec XIV wieku, za to istnieje prawdziwa rzesza fanów wielkiego G., stąd też na zdjęciach przewijają się modelki ubrane w stroje z początku XV wieku, albo im się tak wydaje...

Zaczynamy:


Najczęściej spotykane błędy w rekonstrukcji kobiecego stroju: 



1. Ciągły brak odpowiedniego nakrycia głowy do stroju z odtwarzanej epoki
             Nic dodać, nic ująć.

2. Wystające włosy, włosy, nie wiedzieć czemu, swobodnie rozpuszczone
           Jest to jedna z największych zmor wszystkich wyjazdów. Ok, rozumiem, panna wraca spod prysznica, panna się przebiera. Nie rozumiem jednak umyślnie pozostawionych grzywek, chusteczek krótszych niż rozpuszczone na plecach "hery", nieufryzowanych włosków opadających na ramiona. A teraz odpowiedzcie z ręką na sercu, czy któraś z Was widziała na jakimkolwiek zabytku, z interesującego nas okresu czasu, jakieś grzyweczki? Pasemeczka romantycznie okalający twarzyczkę??? No nie, drogie panie... Fryzury a la lady gaga, to zostawcie sobie na bal kostiumowy w przedszkolu.
                Jeśli któraś z Was ma potrzebę zdjęcia chustek, nałęczek i czepców to proszę bardzo. Jest sporo fryzur, które można "zapodać" i wyglądać dobrze. A nawet bardzo.
           I jeszcze jedno. Oglądając zabytki z przełomu XIV/XV wieku i późniejsze szybko można się zorientować, że dla towarzystwa w tamtym czasie wysokie kobiece czoło stanowiło element kanonu piękna. Po to pewne nakrycia głowy były "tak dziwnie" projektowane by odpowiednio podkreślić szlachetność rysów i owalu twarzy. Argument w stylu "nie będę z siebie robiła idiotki" czy "nie chcę wyglądać, jak po chemioterapii" jest bezsensowny, bo dobrze zrobione nakrycie głowy czy fryzura nada odpowiedni charakter i obroni nawet słabiej zrobiony ciuch. Za to grzywka wystająca nawet przy najbardziej wykwintnej konstrukcji będzie wyglądała żenująco.
 

3. Niestosowne nakrycie głowy.
            Kolejny problem, który dość często się przewija. Pani uszyje sobie "wypaśny" ciuch, pokaże koleżankom jaka jest śliczna, ale zapomina, że nakrycie głowy powinno być także z wyższej półki. Do hopellande z jedwabiu czy cotehardie z futerkiem nie pasują chusteczki związane na karku czy "turbany"..
                Sztuka średniowiecznej stylizacji nie jest może super łatwa i cechują ją określone prawa. Czasem warto się zastanowić czy dane elementy odrębnie poprawne, będą razem współgrać.

 4. "Turbany" i "półturbany"
            Nie wiadomo skąd się wzięły, ale rozmnożyły się na potęgę. Każda modna pani rekonstruktor ma go w swojej garderobie. Problem polega na tym, że to nakrycie głowy (i jego wariacje) właściwe jest dla mody późnośredniowiecznej, lat '70. XV wieku i później, a każda zapytana przeze mnie właścicielka "turbana" nie umiała odpowiedzieć mi na pytanie dłaczego wlaściwie go nosi. No, może poza odpowiedzią, że turban nosi też jej koleżanka. 
          W dotychczasowej mojej karierze spotkałam się tylko z dwoma przedstawieniami "turbanów" na obrazach z lat '50. i '60 XV w., gdzie bose, "oturbanione" panny pasły świnie. Jeśli któraś z Was spotkała się ze wcześniejszymi przedstawieniami tego typu noszenia chust, będę wdzięczna za cynk. Mogę się przecież mylić. I zwrócić honor wszystkim posiadaczkom turbanów ;].

Aha... warto też uważnie rozdzielać kolory ciuchów w praniu...

5. Warkocze
              Nie każdy warkocz wiosnę czyni. Odsyłam do źródeł.  
 
 6. Współczesna bielizna wystająca spod sukienki czy giezła
               Gratuluję wszystkim posiadaczkom biustu powyżej 75A. Też należę do tej dumnej grupy. No, dziewczyny, ale można zadbać już o mniej krzykliwe niż czarne ramiączka stanika czy kostiumy kąpielowe. Spokojnie, nie nawołuję, ku rozpaczy panów, do pozbycia się na czas imprezy współczesnej bielizny! Trzeba tylko z nią trochę pokombinować. Nie mówiąc już o krojeniu giezeł, tak by wszystko utrzymały. Zresztą, co ja Was będę uczyć...

 7. Nieprawidłowy krój bielizny historycznej.
           Kolejną zmorą są wystające koszuliny. Kochane zastanówcie się po co sukienka miała głęboki dekolt? Czy widziałyście kiedyś na malowidłach, obrazach "rubachę" po szyję przy sukience o dekolcie do pępka? Poza tym wygląda to trochę głupio, jak się tak popatrzy z boku.
          Pamiętajmy: na XIV wiek bielizny w ogóle nie powinno być widać, na wielkim G. możecie się pojawiać w gieźle z dekoltem do linii sznurowania.

          Pomijam kwestię giezeł z długim, rozszerzającym się rękawem na koniec XIV wieku..

8. Sznurowanie i "sexy rozporek"
          Najczęściej spotykany błąd w sukienkach ze sznurowaniem nie polega na umiejscowieniu sznurowania - z boki, przodu czy tyłu (odwieczny problem! a trzeba zastanowić się jaki status społeczny "oddaje" kieca, z jakiego materiału będzie uszyta, jaki wykrój zastosujemy), a jego nieprawidłowego wiązania. Czas sobie powiedzieć jasno - sznurowanie na krzyż pojawia się na obrazach dopiero we włoskim renesansie.
             Druga lekko drażniąca sprawa to noszenie na imprezach z przełomu XIV i XV wieku "sexy rozporka", żeby było widać co się ma i ile się tego ma. Błagam! Kolejny mit ludowy, nieuzasadniony w źródłach. No cóż, warto zainwestować w pół metra materiału więcej i nie będzie faux pas.
 ...już nie mówiąc o głębokości rozporka...

9. Wykorzystanie nieodpowiedniego typu i struktury/wzoru materiału do odtwarzanej epoki, statusu oraz regionu
           ..... !

10. Strój uszyty za krótki do odtwarzanego statusu, regionu i datowania
       ..... eh, źródła, źródła...

11. Noszenie współczesnej biżuterii
               Nie, nie wszystkie pierścionki  i broszki po babci są na tyle stare, żeby uznać je za średniowieczne. "Hand made" też nie sprawia, ze coś jest bardziej czternastowieczne. Fani Tolkiena niech zostawiają talizmany z elfickimi runami w domu.

12. Noszenie męskich dodatków, akcesoriów
          Cóż, cytując klasyka "z rycin mi się takie nie zapamiętało..."

13. Użycie kosmetyków kolorowych w przesadnej ilości
            Sprawa podkładu, tuszu do rzęs jest sprawą indywidualną, ale chyba można sobie odpuścić cienie do powiek i róż?;]


Podsumowując:
Każda z nas kiedyś tak się nosiła. JA TEŻ. Grunt, by poprawić wcześniej czy później różne błędy. I wciąż się dokształcać w temacie. Oczywiście, jeśli ktoś twierdzi, że rekonstrukcja historyczna to jego pasja/hobby/życie. Jeśli nie, to nich przeczyta to wszystko raz jeszcze.


Zdjęcia obrazujące problem zaczerpnęłam z frehy oraz fb. Zostały one wybrane losowo, przy obecności członków Komisji Kontroli Gier i Zakładów (ukłon) i ich dobór nie miał bić w godność jakichkolwiek osób. Autorom fotek nie dziękuję, modelkom też ;].